Słoneczniki

Minęło już trochę czasu, odkąd dla uczczenia 750-lecia lokacji Poznania powstał Ogród Czasu. Złożyło się na niego pięć słonecznych zegarów, projektu Doroty i Andrzeja Gosienieckich. Usytuowane w pobliżu jeziora Malta, stanowiły ciekawą atrakcję zarówno dla mieszkańców miasta, jak i przyjezdnych.
Gawron próbował kiedyś stanąć na tarczy jednego z nich, przejmując na siebie rolę wskazówki. Niestety szybko został przepędzony przez rozbawione dzieciaki, które chciały spróbować tego samego.

Gdy szybował teraz nad sztucznym jeziorem, przypomniał sobie o jeszcze jednym zegarze słonecznym, o którym niewielu wiedziało. Słonecznik ten powstał w 1909 roku i zdobił południową ścianę Auli Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Dla mieszkańców miasta był przez sporą część roku niewidoczny, gdyż przesłaniał go pnący się po murze bluszcz. Zastanawiał się przez chwilę, czy władze uczelni bardzo by się pogniewały, gdyby postanowił poszarpać nieco liści i pozwolić zegarowi znów odmierzać czas.
– Wolność zegarom! – zakrakał, obierając kierunek na św. Marcina.

Czytaj więcej o zegarach słonecznych w Poznaniu

Cmentarz na Górczynie

Kiedy Gawron potrzebował ciszy i spokoju, wzbijał się wysoko ponad miasto i szybował do miejsc pełnych zieleni takich, jak Ogród Botaniczny, Lasek Marceliński, czy chociażby brzeg Warty. Równie mocno lubił jednak przebywać na cmentarzach. Miejsca takie miały szczególną aurę – także dla ludzi, bo czy żywi, czy umarli – wszyscy oni byli równie cisi.
Na górczyńskim cmentarzu spoczywało wielu znamienitych mieszkańców miasta. Na szczególną uwagę Gawrona zasłużył sobie jednak pomnik powstańca styczniowego.
Podczas jednego z spacerów między nagrobkami, Gawron przeżył największy wstrząs od stuleci. Spotkał tam Niepamięć, którego nie wspominał dobrze z tej prozaicznej przyczyny, że to za jego sprawą tkwił w marnym, ptasim ciele. Początkowo próbował ominąć miejsce, w którym przebywał nieprzyjaciel, lecz sceptycy mawiali, że nic nie umknie Niepamięci. I tak się stało i tym razem.

– Nie przywitasz się, Glapo? – Posępnej postury jegomość, zasiadający na ławeczce przesunął szponiastym palcem kartę cienkiej książeczki. Rondo czarnego kapelusza przesłaniało mu część widoczności. Nawet nie spojrzał na dreptającego pobliską alejką ptaka, a mimo to doskonale zdawał sobie sprawę z jego obecności.
– Och, nie zrozum mnie źle stary przyjacielu – odparł skwaszony Gawron, podlatując na oparcie jednej z nagrobnych płyt – Dostrzegam poniszczone nagrobki na których od lat nikt nie zapalił najmniejszego znicza, Sądziłem jednak, że zamiast zaczepiać mnie, będziesz jak zwykle wolał żreć granit i srać mchem.
– Po co ten sarkazm? Oboje dobrze wiemy, że moja moc sięga dalej, niż ten cmentarz. Jestem wszechobecny, choć ty starasz się zamykać na mnie oczy. Wkrótce to twoje miasto będzie moje.
– Przypominam ci, ze jeszcze dycham. I tak długo, jak żyje pamięć o historii tego miasta, tak długo będę trwał. – Gawron zatrzepotał nerwowo skrzydłami.
– Nie będę się z tobą bił, nie tutaj – rzekł Niepamięć. – W zamian przeczytam ci coś, o czym wielu nie pamięta, lub nigdy nie słyszało. Chcesz? Nie? Przecież lubisz odgrzebywać takie rzeczy. Jesteś w końcu Duchem Miasta. A to wiersz poznańskiej poetki, Marii Magdaleny Pocgaj.

” Od pewnego czasu
jestem
i cieszę się z własnego istnienia

tylko dziwi mnie
że kto tylko na mnie spojrzy
natychmiast poważnieje
i współczująco kiwa głową

a ja nawet nie pamiętam
co było przede mną

na imię mam
Blizna”

Czytaj więcej o Marii Magdalenie Pocgaj

Muzeum Rogala

Stary Rynek jak zwykle tętnił życiem. Gwar rozmów i odgłosy pubów wzbijały się ku górze w jeden szum. Gawron spojrzał z wysokości ratuszowej wieży w dół. Zbliżało się południe i tłum gromadził się coraz większy. Jak co dzień w samo południe otworzą się niewielkie drzwiczki, przez które wyjadą mechaniczne koziołki. Będą się bodły dwanaście razy, dając swój krótki, zegarowy spektakl.
Czarnoskrzydły zarejestrował, że w kamienicy na wprost powiewa flaga w zielono – czerwone romby. Widniało na niej logo Rogalowego Muzeum. W jego oknie ludzie skupili się przy lornetce, by obejrzeć koziołki z bliższej perspektywy.
– Oho. Widać, że lato sprzyja turystyce… – mruknął do siebie.
– Glapa? Glapa, to Ty? – Usłyszał nagle czyjś głos za plecami.
Gdy się odwrócił, zobaczył tłuściutkiego gołębia. Był to Okruch – chyba jedyny przedstawiciel tego gatunku, którego Gawron tolerował. – O – opowiesz mi tę starą legendę? O tym, jak koziołki znalazły się na wieży? Proszę, nooo!
– No cóż… – Gawron lubił opowiadać, więc długo nie trzeba go było namawiać. Zacząłby, gdyby zaraz obok nie wylądowali pobratymcy gołębia.

– Proszę, proszę. Kogóż my tu mamy? Glapa. – Starszy ptak, pozbawiony prawego oka wyłonił się wolnym krokiem spośród pierzastego towarzystwa – Masz chleb?
Zawsze to samo.
Gawron bardzo żałował, że ptaki nie dostrzegały jego prawdziwej natury. Wtedy nie odważyłyby się zwracać do niego w tak bezczelny sposób.
– Jak nie masz, to wypad z dzielni! A może znów chcesz nas postraszyć, że posiadasz jakieś moce, ale nie możesz ich użyć z powodu ciążącej na tobie klątwy? Błahahaha!
Pewnych ran nie należało rozdrapywać. Nikt nie zarejestrował dramatu, które rozegrał się w chwilę później – Gawron pogonił gołębie na dachy sąsiednich kamienic i tam wydłubał oponentowi drugie oko.
Całą uwagę ludzi zebrał hejnał i trykające się na ratuszowej wieży koziołki.

Czytaj więcej o Rogalowym Muzeum