Stary Marych

Na ulicy Półwiejskiej od przeszło dziesięciu lat stał pomnik mężczyzny wspartego na rowerze. Mierzył sobie dobrze ponad sto dziewięćdziesiąt centymetrów (195, dla wszelkiej ścisłości), a ważył pięćset kilogramów. Gawron siadał czasem na zimnym bagażniku z brązu i używał resztek magii pozostawionych mu przez Niepamięć do tego, by ożywić historię. Przynajmniej na tyle, by jej głos dotarł do jego własnych uszu.

Głos ten brzmiał zawsze, jak Marian Pogasz. Nie było w tym nic dziwnego, gdyż aktor ten wcielił się w rolę Starego Marycha – fikcyjnej postaci literackiej stworzonej przez Janusza Kubla. Pierwszy raz słuchacza Polskiego Radia w Poznaniu usłyszeli go 13 lutego 1983 roku, a później, po latach z ich wyobrażeń powstał pomnik będący symbolem gwary.
Ze Starym Marychem Gawron dzielił niechęć do gołębi od czasu, gdy jeden z nich zanieczyścił twarz z brązu i biedny Marych stał tak przez dwa dni pośród mijających go przechodniów, aż nie obmył go letni deszcz. Co za upokorzenie!

Słuchaj Blubrów Starego Marycha

Radosny Poznań

Jedną z rzeczy, której Gawron nie mógł nigdy przeżyć był fakt, że nie zarejestrowano go na teledysku Fundacji Integra – organizatora wyjazdów studenckich. Może za mało razy próbował pchać się w kadr? Co by jednak nie powiedzieć, ostatecznie i bez niego wyszła niezła promocja Poznania.

Słoneczniki

Minęło już trochę czasu, odkąd dla uczczenia 750-lecia lokacji Poznania powstał Ogród Czasu. Złożyło się na niego pięć słonecznych zegarów, projektu Doroty i Andrzeja Gosienieckich. Usytuowane w pobliżu jeziora Malta, stanowiły ciekawą atrakcję zarówno dla mieszkańców miasta, jak i przyjezdnych.
Gawron próbował kiedyś stanąć na tarczy jednego z nich, przejmując na siebie rolę wskazówki. Niestety szybko został przepędzony przez rozbawione dzieciaki, które chciały spróbować tego samego.

Gdy szybował teraz nad sztucznym jeziorem, przypomniał sobie o jeszcze jednym zegarze słonecznym, o którym niewielu wiedziało. Słonecznik ten powstał w 1909 roku i zdobił południową ścianę Auli Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Dla mieszkańców miasta był przez sporą część roku niewidoczny, gdyż przesłaniał go pnący się po murze bluszcz. Zastanawiał się przez chwilę, czy władze uczelni bardzo by się pogniewały, gdyby postanowił poszarpać nieco liści i pozwolić zegarowi znów odmierzać czas.
– Wolność zegarom! – zakrakał, obierając kierunek na św. Marcina.

Czytaj więcej o zegarach słonecznych w Poznaniu

Cmentarz na Górczynie

Kiedy Gawron potrzebował ciszy i spokoju, wzbijał się wysoko ponad miasto i szybował do miejsc pełnych zieleni takich, jak Ogród Botaniczny, Lasek Marceliński, czy chociażby brzeg Warty. Równie mocno lubił jednak przebywać na cmentarzach. Miejsca takie miały szczególną aurę – także dla ludzi, bo czy żywi, czy umarli – wszyscy oni byli równie cisi.
Na górczyńskim cmentarzu spoczywało wielu znamienitych mieszkańców miasta. Na szczególną uwagę Gawrona zasłużył sobie jednak pomnik powstańca styczniowego.
Podczas jednego z spacerów między nagrobkami, Gawron przeżył największy wstrząs od stuleci. Spotkał tam Niepamięć, którego nie wspominał dobrze z tej prozaicznej przyczyny, że to za jego sprawą tkwił w marnym, ptasim ciele. Początkowo próbował ominąć miejsce, w którym przebywał nieprzyjaciel, lecz sceptycy mawiali, że nic nie umknie Niepamięci. I tak się stało i tym razem.

– Nie przywitasz się, Glapo? – Posępnej postury jegomość, zasiadający na ławeczce przesunął szponiastym palcem kartę cienkiej książeczki. Rondo czarnego kapelusza przesłaniało mu część widoczności. Nawet nie spojrzał na dreptającego pobliską alejką ptaka, a mimo to doskonale zdawał sobie sprawę z jego obecności.
– Och, nie zrozum mnie źle stary przyjacielu – odparł skwaszony Gawron, podlatując na oparcie jednej z nagrobnych płyt – Dostrzegam poniszczone nagrobki na których od lat nikt nie zapalił najmniejszego znicza, Sądziłem jednak, że zamiast zaczepiać mnie, będziesz jak zwykle wolał żreć granit i srać mchem.
– Po co ten sarkazm? Oboje dobrze wiemy, że moja moc sięga dalej, niż ten cmentarz. Jestem wszechobecny, choć ty starasz się zamykać na mnie oczy. Wkrótce to twoje miasto będzie moje.
– Przypominam ci, ze jeszcze dycham. I tak długo, jak żyje pamięć o historii tego miasta, tak długo będę trwał. – Gawron zatrzepotał nerwowo skrzydłami.
– Nie będę się z tobą bił, nie tutaj – rzekł Niepamięć. – W zamian przeczytam ci coś, o czym wielu nie pamięta, lub nigdy nie słyszało. Chcesz? Nie? Przecież lubisz odgrzebywać takie rzeczy. Jesteś w końcu Duchem Miasta. A to wiersz poznańskiej poetki, Marii Magdaleny Pocgaj.

” Od pewnego czasu
jestem
i cieszę się z własnego istnienia

tylko dziwi mnie
że kto tylko na mnie spojrzy
natychmiast poważnieje
i współczująco kiwa głową

a ja nawet nie pamiętam
co było przede mną

na imię mam
Blizna”

Czytaj więcej o Marii Magdalenie Pocgaj

Muzeum Rogala

Stary Rynek jak zwykle tętnił życiem. Gwar rozmów i odgłosy pubów wzbijały się ku górze w jeden szum. Gawron spojrzał z wysokości ratuszowej wieży w dół. Zbliżało się południe i tłum gromadził się coraz większy. Jak co dzień w samo południe otworzą się niewielkie drzwiczki, przez które wyjadą mechaniczne koziołki. Będą się bodły dwanaście razy, dając swój krótki, zegarowy spektakl.
Czarnoskrzydły zarejestrował, że w kamienicy na wprost powiewa flaga w zielono – czerwone romby. Widniało na niej logo Rogalowego Muzeum. W jego oknie ludzie skupili się przy lornetce, by obejrzeć koziołki z bliższej perspektywy.
– Oho. Widać, że lato sprzyja turystyce… – mruknął do siebie.
– Glapa? Glapa, to Ty? – Usłyszał nagle czyjś głos za plecami.
Gdy się odwrócił, zobaczył tłuściutkiego gołębia. Był to Okruch – chyba jedyny przedstawiciel tego gatunku, którego Gawron tolerował. – O – opowiesz mi tę starą legendę? O tym, jak koziołki znalazły się na wieży? Proszę, nooo!
– No cóż… – Gawron lubił opowiadać, więc długo nie trzeba go było namawiać. Zacząłby, gdyby zaraz obok nie wylądowali pobratymcy gołębia.

– Proszę, proszę. Kogóż my tu mamy? Glapa. – Starszy ptak, pozbawiony prawego oka wyłonił się wolnym krokiem spośród pierzastego towarzystwa – Masz chleb?
Zawsze to samo.
Gawron bardzo żałował, że ptaki nie dostrzegały jego prawdziwej natury. Wtedy nie odważyłyby się zwracać do niego w tak bezczelny sposób.
– Jak nie masz, to wypad z dzielni! A może znów chcesz nas postraszyć, że posiadasz jakieś moce, ale nie możesz ich użyć z powodu ciążącej na tobie klątwy? Błahahaha!
Pewnych ran nie należało rozdrapywać. Nikt nie zarejestrował dramatu, które rozegrał się w chwilę później – Gawron pogonił gołębie na dachy sąsiednich kamienic i tam wydłubał oponentowi drugie oko.
Całą uwagę ludzi zebrał hejnał i trykające się na ratuszowej wieży koziołki.

Czytaj więcej o Rogalowym Muzeum

Pan Ostrzytko

Każdy, kto mieszkał nieopodal Rynku Jeżyckiego, znał Pana Ostrzytko. Nie każdy jednak wiedział, że tak właśnie go na targowisku nazywano. A jeszcze mniej, że miał on na imię Mieczysław. Najmniej ważne było nazwisko, bo każdy, kto przychodził tutaj, by naostrzyć noże, nożyczki, czy nawet siekiery, szukał po prostu starszego pana na rowerze.
Gawron lubił zasiadać na dachu jednej z kwiaciarń, usytuowanych u zbiegu ulic Dąbrowskiego i Kraszewskiego i stamtąd obserwować, jak mężczyzna wsiada na swój dwukołowiec. Nie byle jaki był to sprzęt, o czym Gawron przekonał się już lata temu. Po pierwsze – był stacjonarny – pedałowanie nie sprawiało, że Ostrzytko odjeżdżał nagle z całym swym warsztatem i niedokończonym zamówieniem. Po drugie – w miejscu kierownicy miał przymocowaną ostrzałkę, która kręciła się wedle sił i chęci, jakie rowerzysta wkładał w wprawianie kół w ruch. Z resztą Gawron nie był do końca pewien, jak to wszystko działało.

W cieplejsze dni pan Mieczysław stawiał nad sobą parasol, który miał za zadanie ochronić go od słońca. W nocy zaś miał nadzieję, że rower nie zostanie skradziony pod okiem florystek z kwiaciarni całodobowej (swoją drogą – jedynej takiej w Poznaniu). Otwarta była trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku i wydawało się, że nic nie jest wstanie zmienić tego stanu rzeczy. Gawron już dawno doszedł do wniosku, że jeśli cokolwiek miałoby przetrwać uderzenie bomby atomowej, to byłyby to szczury, karaluchy i owa kwiaciarnia właśnie.
Czarnopióry lubił słuchać, jak Pan Ostrzytko rozmawia z klientami – często się uśmiechał i opowiadał im przeróżne historie, często o sobie. Czasem plątał się w zeznaniach, więc Gawron szybko przekonał się, że poza byciem ostrzarzem, starszy jegomość był również kierowcą autobusu, właścicielem ziemskim, ojcem dawno niewidzianej córki… Och! Kimże on nie był. Na pewno znakomitym bajarzem. Jedyne, co go w staruszku denerwowało, to gołąb, który przylatywał od samego rana na żebry i o którym pan Mieczysław lubił mówić, że przylatuje do niego już od trzydziestu lat. Miał ochotę wtedy krzyczeć, że te dachowe zasrańce tyle nie żyją, ale nie mógł.

Czytaj wywiad z Panem Ostrzytko

Regał miejski

W niedzielny poranek  ulicy Fredry nie była tak zatłoczona, jak być potrafiła, a wszystko spowijała szarzyzna ustępującej nocy. Nikt więc nie zainteresował się ptaszyskiem, które wytargało wolumin z niedomkniętego regału miejskiego.
Gawron niedbale przewertował zdobytą właśnie książkę. W ostateczności otworzył ją na pierwszej karcie, bo – jak sam mawiał – mało kto lubił zaznajamiać  się od tyłka strony.
„Później mówiono, że człowiek ów nadszedł od północy, od Bramy Powroźniczej” – pisał Sapkowski w swoim „Wiedźminie” – „Nie był stary, ale włosy miał prawie zupełnie białe. Kiedy ściągnął płaszcz, okazało się, że na pasie za plecami ma miecz.”
Gawronowi wydało się  to dziwnie znajome. O jego przybyciu do Poznania też można było snuć domysły – dokładny czas i kierunek z którego nadszedł, wydawały się zatarte przez Niepamięć. Nikt jednak nie napisałby, że ma białe włosy i nosi przy sobie oręż.
Jestem czarny, jak noc.
Z tę myślą wzbił się do lotu, zostawiając powieść na chodniku.

Nieraz widywał, jak ludzie podchodzą i kukają za szybki regału –  zainteresowani, ale niepewni, czy mogą cokolwiek stamtąd zabrać. Zupełnie, jakby nie rozumieli idei bookcrossingu. Oczywiście, że mogli pożyczyć cokolwiek chcieli. W dobrym tonie było jednak, by w zamian zostawili coś do czytania dla innych.
Czarnoskrzydły zaśmiał się w duchu – książka chodnikowa prędzej, czy później będzie musiała zostać przez kogoś podniesiona. Jeśli nie w poczuciu dbania o wspólne dobro poznaniaków, to dzięki temu, że została wyłączona z krępującej przestrzeni szafy. Może ów ktoś zechce ją  przeczytać? 
Książka, której nikt nigdy nie wziął do ręki, po prostu nie żyła.

Czytaj więcej o regałach miejskich w Poznaniu

Witaj, świecie!

Witaj na mojej stronie opartej na WordPress-ie.

Skoro widzisz ten tekst, to oznacza to, że moja strona nie jest jeszcze w pełni gotowa – do tej pory została przeprowadzona szybka instalacja WordPress-a, za pomocą automatycznego instalatora w darmowym hostingu PRV.PL.

Instalator skryptów umożliwia zamieszczenie na naszej stronie takich skryptów jak WordPress, Joomla czy forum phpBB. Nie musimy się martwić o ustawienia, uprawnienia oraz dane dostępowe do bazy MySQL – wszystko przebiega automatycznie, wystarczy pojedyncze kliknięcie i po kilku sekundach na naszej stronie pojawia się gotowy skrypt, a my otrzymujemy dane dostępowe do panelu administratora i od razu możemy przystąpić do publikacji naszej strony, bez zagłębiania się w szczegóły techniczne. Zobacz jak to wygląda »